wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 21

MAGNUS

Obserwowałem z zaa uchylonych drzwi izby, jak Rachel wpatruje sie zamyślona w ściane, a w rece trzyma niewielka karteczkę.
Dobrze wiedziałem, kim jest nadawca, jednak nie podobało mi się to.
Westchnąłem i skierowałem sie w stronę wyjścia z Instytutu, po drodze mijając Jace'a kierującego się zapewne do Clary.
Gdy tylko drzwi sie za mną zamkneły, poszedłem w stronę pobliskiego starego cmentarza, gdzie znajdował sie mini las. Zblizało sie południe, a to miejsce było w miare najciemniejsze w okolicy. W końcu znalazłem się na miejscu, kierując swoje kroki do niewielkiej, bardzo starej kapliczki, liczącej chyba z setki lat.
Oparłem sie bokiem o kamienną, troche rozsypującą sie ścianę i rozejrzałem się.
Cicho, zbyt cicho - pomyślałem i, w tym samym czasie poczułem, za sobą ruch i znajomy mi głos.


- Oby to było ważne, bo inaczej ostro sie wkurze.


Odwróciłem głowe w kierunku znajomej twarzy.


- Miło cie widzieć, Raphael'u - odparłem, ignorując jego wcześniejszą wypowiedź.


Chlopak prychnął zdejmując okulary przeciwsłoneczne, dzięki czemu mogłem bardziej sie mu przyjrzeć. Jego skóra wyglądała bardziej blado, niż zazwyczaj, a jego oczy przybrały lekki kolor czerwieni. Wszystko to, chciał ukryć pod bluzą z kapturem, którą aktualnie miał na głowie.


- Nie mam czasu Bane, mów czego chcesz, bo zaczynam tracić cierpliwość - warknął, a z jego ust zaczeły wyłaniać sie kły, ale jakby sie opamiętał i szybko je schował.


- Kiedy ostatnio spożywałeś krew? - spytałem po chwili, uważnie mu sie przyglądając.


Nie odowiedział odrazu.


- Pare dni temu. Nie jest to istotne - mruknął i szybko dodał - Jeśli skonczyłeś chciałbym, już pójść - po tych słowach chciał sie oddalić, ale szybko go zatrzymałem.


- Nie idź do niej. Nie w tym stanie - na te słowa wampir przystanął, a ja kontynuowałem - Zostawiłeś jej wiadomość, tym samym mącic jej w głowie. Myślisz, że  nie widze co robisz? Otóż sie mylisz i wiedz, że nie podoba mi sie to. Mało jeszcze oboje macie problemów?


Zapadła cisza. Raphael nawet nie odwrócił sie w moją strone, co przekonywało mnie, że to co powiedziałem, to jednak prawda.


- Myślisz, że znów mnie poniesie i ją skrzywdze - stwierdził i powoli odwrócił sie w moją stronę, dodając - Poniekąd masz racje, ale taka moja natura i nic, nie moge z tym zrobić. 


- Wiesz, że eliksir tego nie zmieni? - spytałem zmieniając kierunek tematu - Chyba domyślam się, po co tak na prawdę, jest Ci on potrzebny - dodałem ciszej, a on spojrzał na mnie i założył z powrotem okulary.
- Nawet fałszywa nadzieja jest lepsza, niż żadna - A następnie, już go nie było, zostawiając mnie samego.


CLARY

Kiedy tylko otworzyłam oczy na poczatku nie wiedziałam, co sie stało, dopiero po paru chwilach w mojej głowie zaczeło huczeć od informacji, z przed kilku godzin. Wspomnienia natarczywie przewijały sie przez moją głowe.
Chciałam wstać, ale poczułam okropny ból pomieszany z pieczeniem, przez co byłam zmuszona opaść na poduszki. Spojrzałam na łózko obok, gdzie leżała Rachel.


Przyknełam oczy na chwile i znów je otworzyłam, tym razem spoglądając na blondyna, który stał na przeciw mnie opierajac sie rękami o rame łózka.


- Kiedy będe mogła stąd wyjść? - jęknełam.


-Kiedy tylko poczujesz sie lepiej - odparł przyglądając mi sie uważnie. 


Westchnełam. Fakt bolał mnie cały brzuch i, chwilami ciężko mi było oddychać, ale to nie znaczy  że musze tkwić na tym cholernym łóżku przez kilka dni, prawda? 


- Nie kombinuj rudzielcu - Jace spoglądał na mnie i uśmiechał sie wrednie.


Zmroziłam go wzrokiem.


- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a przysięgam, że wstane z tego łóżka i wylecisz przez te drzwi - ostrzegłam pokazując na drzwi wyjściowe.


- Ale co ? Już sie tak nie bulwersuj.. - udawał poważnego - ..rudzielcu - dodał uśmiechając sie głupkowato.


Ostrzegałam.


Podniosłam sie lekko do pozycji siedzącej odsłoniając kołdre i postawiłam nogi na ziemi, chciałam wstać, ale nagle poczułam palący ból w okolicy brzucha, dotknełam go i skuliłam sie. Jace szybko do mnie podszedł i położył z powrotem.


- Nie wstawaj więcej. Twoja rana nie jest wystarczająco zagojona  - wyznał, nie patrząc na mnie lekko dotykajac miejsca, gdzie przed chwilą czułam ból. Nie syknełam, nie czułam bólu, wręcz przeciwnie, jego dotyk sprawiał, że czułam sie lepiej.


- Już nie boli? - spytał spoglądając na mnie nie cofając ręki.


- Nie - pokręciłam głową zagryzajac lekko warge - Jace.. - nie dał mi dokończyć, bo poczułam jego usta na swoich. Był to krótki, ale słodki pocałunek.


- Wpadne do ciebie potem. Zdrowiej Clary - powiedział, po czym odsunął sie i wyszedł z pomieszczenia, a ja odprowadziłam go wzrokiem, po czym westchnełam i przetarłam rękami twarz. 


RACHEL

Mineło kilka godzin, w których zdążyłam troche się wyspać, ale było to trudne przy chłopakach, którzy za nic nie chcieli zostawić mnie i Clary w spokoju. Ciągle coś wymyślali, żebyśmy tylko sie nie nudziły i nie marudziły, że chcemy wyjść, tak ja i rudowłosa co chwile wypytywałyśmy sie brunetki, kiedy w końcu będziemy mogły opuścić to pomieszczenie, ale za każdym razem nas zbywała tekstem Kiedy tylko poczujecie sie lepiej.
Westchnełam i spojrzałam na Isabelle, która zbierała jakieś bandaże na tacke, ta jakby czując mój wzrok, spojrzała na mnie i odrazu wiedziała o co mi chodzi.


- Nie - odparła stanowczo, zabierając tace ze sobą i kierując sie w stronę wyjścia.


- Nawet nie wiesz co chciałam - wyznałam z wyrzutem.


- Ale sie domyślam i moja odowiedź brzmi NIE - po tych słowach znów skierowała sie w strone wyjścia, ale w połowie drogi sie zatrzymała i odwróciła w moją stronę.


- Dobra - westchneła i podeszła do mnie - Zmienie ci opatrunek, dokładnie sprawdzę, czy rana nie będzie, aż tak uciążliwa i może cie wypuszcze.


Spojrzałam na nią z bananem na ustach.
- I nie ciesz sie tak, powiedziałam może cie wypuszcze - powiedziała, przyglądając sie mojemu opatrunkowi  na co ja tylko wywróciłam oczami.


Po kilku minutach miałam nowy opatrunek i nie uciskało mnie za bardzo w klatce z, czego nie zmiernie sie ciezyłam. Izzy jeszcze chwile prawiła mi kazania, że jeśli coś sobie nadwyrężę, to ona za to odowiadać nie będzie, ale nie zbyt jej słuchałam, po prostu stamtąd wyszłam i jak najszybciej starałam sie znaleźć w moim pokoju.


Gdy już sie tam znalazłam powędrowałam do szafy, po czyste rzeczy i weszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do umywalki i położyłam ubrania na blat obok. Nie pewna spojrzałam w lustro. Pierwsze co zobaczyłam to moje wory pod oczami i blada twarz, jednak, to było moje najmniejsze zmartwienie.


Westchnełam i podeszłam do kabiny prysznicowej, odkręciłam kurek i powoli zaczełam sie rozbierać. Gdy wesżłam pod letnią wodę  poczułam lekki ból w klatce, gdzie aktualnie miałam opatrunek.
Nie tracąc czasu, szybko sie wykąpałam, starając się nie zamoczyć bandażu. Po wysuszeniu, ubrałam rzeczy, które przyniosłam i nawet nie przeczesując włosów, wyszłam z łazienki, spoglądajac na zegarek, który wskazywał wpół do piątej.
Wzruszyłam ramionami i skierowałam sie do drzwi, by po chwili pójść w strone biblioteki.
Po nie całej chwili byłam na miejscu, ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka zamykając je za sobą. Dopiero teraz przypomniałam sobie, dlaczego tu przyszłam. Ktoś chciał sie ze mną zobaczyć, ale nie miałam pojęcia kto. Może to chłopacy robią sobie ze mnie żarty, ale jednak postanowiłam zaryzykować. 


Usiadłam na parapecie przyglądając sie krajobrazowi zaa okna. W ciąglu kilku sekund zaczął morzyć mnie sen, powieki stawały sie coraz cięższe, a po chwili odpłynełam.


*        *        *
Trzask.


Otworzyłam oczy, a moje serce zaczeło bić szybciej. Rozejrzałam sie po pomieszczeniu w poszukiwaniu źródła hałasu, ale w tej ciemności trudno było dostrzec cokolwiek. Nie wiedziałam, która godzina, ale sądząc po mroku zza okna było dość późno. 


Niepewnie zeszłam z parapet, o mało sie nie potykając, nogi strasznie mi zdrętwiały, ale nie przejmowałam sie tym zbytnio.
Starałam sie po omacku skierować w strone najbliższej lampy, co wcale nie było łatwe, ale w końcu się udało i szybko ją zapaliłam.
Już miałam się e odwrócić, gdy usłyszłam ten sam trzask, który mnie obudził. Z lekkim strachem zaczełam sie rozglądać, ale nie zauważyłam niczego, ani nikogo, już chciałam krzyczeć, gdy poczułam jak ktoś zatyka mi ręką usta.


- Nie radze - usłyszałam szept nad swoim uchem. Zamarłam. Wszędzie poznałabym ten akcent.


Nie czekając odepchnełam ręke swojego napastnika, by po chwili stanąć z nim twarzą w twarz. To co zobaczyłam przeraziło mnie jeszcze bardziej. Czerwone oczy, twarz bladsza niż zwykle. Nie powinien być w tym stanie tutaj. 


- To ty - wypaliłam, w ogóle nie zastanawiając sie nad tym, co mówie, ale byłam pewna, że wie o co mi chodzi.


- Myślałem, że się domyślisz po przeczytaniu wiadomości - dodał obojętnie, opierając sie o ściane - No  ale najwyraźniej sie myliłem.


- Czego chcesz? - zapytałam bezogródek, stanowczo spoglądając na chłopaka, który najwyraźniej, był troche znużony i jakby nie obecny.


Po ciszy, w końcu na mnie spojrzał.


- Chciałem coś wyjaśnić - odepchnął sie od ściany i skierował sie w moją stronę, na co ja automatycznie cofałam sie do tyłu  przez co wpadłam plecami na regał z książkami.


Spojrzałam na chłopaka, który stał centralnie przede mną i sie we mnie wpatrywał, a ręce ułożył, po obu stronach mojej głowy

.
- Boisz się - stwierdził, uważnie mnie obserwując, na co ja przełknełam cicho śline. 

Sama dokładnie nie wiedziałam czego, może tego, że w tej chwili jest nie obliczalny, albo dlatego, że jest tak blisko mnie.

- Dziękuje - powiedziałam kompletnie zbijając go z tematu - Dziękuje za to, co zrobiłeś wczoraj - wyjaśniła, na co on tylko prychnął i spuścił głowe zatrzymując wzrok na miejscu w którym mam założony opatrunek.


- Jakim cudem cie wypuścili ? 


- Dar przekonywania -szepnełam i dodałam - Coś jeszcze?


Nie odpowiedział, tylko odsunął sie ode mnie oblizując wargi.


- Magnus miał racje - wyznał, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana, ale widocznie zignorował moje zdziwienie, bo kontynuował - Eliksir i tak niczego nie zmieni.


Eliksir? Chyba już gdzieś słyszałam to słowo. Nagle do mojej głowy wpadło wspomnienie, gdy to podsłuchiwałam rozmowe Raphael'a i Magnusa w kuchni, wspominali coś o  eliksirze. Nie za bardzo wiedziałam, po co mu on jest potrzebny.


- Przyszedłem cię o coś poprosić - powiedział słabo, wyrywając mnie tym samym z zamyśleń.


- To znaczy?


- Zapomnij o tym wszystkim, co się między nami wydarzyło.


*        *        *
No siemanko ! Zdaje sobie sprawe że długo mnie nie było, ale nie moja wina.. brak czasu, chęci i weny robi swoje. Ale jakoś sie w sobie zebrałam i dokonczyłam go dosłownie kilka minut temu :3 Ogólnie w tym rozdziale jedyne co mi sie podoba to perspektywa Magnusa, co do reszty mam mieszane uczucia..i tak wiem zawaliłam rozmowe Raphael'a z Rachel ( nie bić ) ;-; 
Mam cichą nadzieje że rozdział w miare Wam sie podoba ;) Nie mam pojęcia kiedy kolejny..
Do napisania!